poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Manewry w ogrodzie

Po niedzieli pełnej wrażeń, dzisiejszy poranek zaczął się powrotem do normalnego trybu, czyli  dzień rozpoczęliśmy o 7 rano Eucharystią. Po wspólnej modlitwie posililiśmy się śniadaniem i ruszyliśmy do naszej pracy. Zapowiadał się piękny dzień, bynajmniej nie z powodu pochmurnego nieba, a przyjemnie wiejącego wiatru, który łagodził uczucie gorąca.



Większość ekipy ruszyła do walki w ogrodzie z wszelkimi chwastami i zaprowadzając porządek w najdalszych jego zakątkach. Kleryk Bartek dostał misję specjalną od siostry - pomierzyć okna w bawialni, by móc zamontować tam rolety. Wkrótce potem udał się z siostra na stosowne zakupy oraz zabrał cała naszą pocztę, nad jaką cierpliwie pracowaliśmy ostatnimi wieczorami, by wysłać ją do Polski - także sprawdzajcie skrzynki pocztowe! Z kolei  ksiądz Dawid zajął się porządkowaniem placu zabaw, cierpliwie usuwając pozostałości po wyciętych pniach przy pomocy siekiery i ognia. Praca jak zwykle mijała szybko i w dobrych nastrojach zasiedliśmy do obiadu. Tym bardziej, że obiad przygotowały nasze dziewczyny i muszę stwierdzić, że warto było poczekać nieco dłużej. Sjesta poobiednia minęła oczywiście równie szybko jak praca.

 W drugiej części dnia przegrupowaliśmy się i z odnowionymi siłami ruszyliśmy do ogrodu, by walczyć o każdy kawałek czystej ziemi. Tym razem nasze jednostki z grupy męskiej napotkały niespodziewany opór wroga w postaci gniazda os. Pierwsza potyczka skończyła się porzuceniem sprzętu i strategicznym odwrotem na z góry upatrzone pozycje przez kleryka Jana. Niestety wrogie jednostki zaliczyły dwa trafienia. Po opatrzeniu ran i ściągnięciu posiłków rozpoczęło się ponowne natarcie. Efekt mniej więcej ten sam, choć tym razem wróg zaliczył tylko jedno trafienie na Robercie. Jako, że urażona męska duma nie pozwoliła nam tak po prostu odpuścić. Tym razem sięgnięto po cięższy sprzęt: księdza z pochodnią. Koniec końców wroga baza została zdobyta i rozbrojona bez strat własnych.

Z innych prac: ksiądz Dawid nadal walczył z pniami, kleryk Bartek montował podpórki pod winogrono, a Luiza przycinała krzewy nadając im finezyjną formę kuli. Prace zakończyliśmy w wesołej atmosferze, zasiadając do kolacji. Po doprowadzeniu się do porządku, zasiedliśmy na tarasie niedaleko domku chłopaków, by obserwować nocne niebo i toczyć nocne rozmowy.



ks. Dawid























3 komentarze:

  1. NIECH BÓG WAS PROWADZI!!!! otaczam modlitwą

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Robercie, na słupie I ogrodzeniu z drutu kolczastego to Ciebie jeszcze nie było...
    Pozdrawiam Was! :-)
    Jakub



    OdpowiedzUsuń